- - Marian Węgrzynowski - Człowiek z „miedziowego” toru
- - Natalia Czerwonka - Nie posmakowała medalu
- - Janusz Zarenkiewicz - W rękach chował materiały wybuchowe
- - Hospicjum, czyli dzieło życia inżyniera humanisty
- - 300 górników w Pociągu Przyjaźni
- - O tym, jak nie było dźwigu, ale za to był Wacław Minta
- - Niemcy nie znaleźli miedzi, polscy geolodzy byli lepsi
- - Stary i jego „Fyrma”
- - Pociągało mnie ryzyko
- - Był bezpartyjnym ascetą, któremu ufał … Gomułka
Oceń artykuł:
Przedstawiamy Państwu sylwetkę Tadeusza Zastawnika, niedawno zmarłego, pierwszego prezesa Polskiej Miedzi. Dziś niewielu o nim wie, ale współpracownicy pamiętają jaki był.
Był wybitnym fachowcem. Władysław Gomułka zlecił mu budowę kombinatu, mimo, że Tadeusz Zastawnik otwarcie przyznawał się do wiary.
– Poza nomenklaturą i w dodatku katolik, o czym wiedzieliśmy. No, kto w tamtych czasach mógł ujawnić, że chodzi do kościoła i zajmować wysokie stanowisko? Nikt, on był wyjątkiem – wspomina Grzegorz Rzeski, za czasów dyrektora Zastawnika naczelnik wydziału zajmującego się wizytami w KGHM.
Choć nigdy nie należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, komuniści powierzali mu najważniejsze stanowiska w kombinacie – dodaje Jan Pazdziora, wieloletni dyrektor ekonomiczny Zakładów Górniczych Konrad w Iwinach i kronikarz dziejów Polskiej Miedzi.
Zastawnik pracował tam, zanim trafił do KGHM, gdzie był dyrektorem generalnym w latach 1962 – 1975. Ratował zalaną przez Niemców kopalnię Miedzi pod Bolesławcem. Nie chciał przyjeżdżać na Dolny Śląsk, ale nie miał wyboru – dostał nakaz i musiał wykonać zadanie. I wykonał.
Mimo, że nie był ani górnikiem, ani hutnikiem, uruchomił kopalnie. Potem sam Gomułka stwierdził, że do Lubina – gdzie akurat drążono pierwszy szyb – trzeba wysłać Zastawnika, bo on zna się na robocie.
Dwa lata później, gdy woda zniszczyła oba szyby, wydawało się, że marzenie o kopalni legło w gruzach. Los Tadeusza Zastawnika był niemal przesądzony. Pierwszy sekretarz poprosił dyrektora do Warszawy.
– Władysław Gomułka zapytał mnie " Towarzyszu, czy wy wierzycie w to, że w Lubinie da się zbudować kopalnie? Biuro polityczne jest podzielone. Mówi, że gdyby to było możliwe, Niemcy by już to zrobili" – opowiadał w 2000 roku Zbigniewowi Warczewskiemu – Odpowiedziałem: " Wierzę, towarzyszu I sekretarzy. Gdybym nie wierzył, to by tu mnie nie było ". Na co on wyznał: " Ja też wierzę".
Zastawnik wrócił do Lubina i odpowiadał za firmę jeszcze przez 10 lat, aż do 1974 roku. – Stało się to nagle, bez zapowiedzi. Patrzę któregoś dnia, a tu wpada delegacja z ministerstwa i idzie do gabinetu dyrektora. Niosą walizkę czerwonych goździków. Trwało to parę minut: buźka, rączka, dziękujemy, odwołujemy – pamięta jak dziś Grzegorz Rzeski.
– Przedstawili nowego dyrektora – Tadeusza Babiska, protegowanego partii. – Dziś można powiedzieć, że to był partyjny zamach - dodaje Zbigniew Warczewski. Zastawnik był rewelacyjnym menedżerem – Człowiek o wysokiej kulturze osobistej, dużej wiedzy. Samorodny talent w zakresie organizacji w zakresie organizacji i zarządzania przedsiębiorstwem – mówi Pazdziora.
Tadeusz Zastawnik zrobił też jako pierwszy w KGHM doktorat, ale nie z górnictwa czy z hutnictwa, lecz z ekonomii.
– Potem mobilizował do tego innych – dodaje Rzeski. Dla mnie to był ideał szefa, menadżera, dyrektora – przyznaje Warczewski. – Bardzo poukładany, ale zawsze znalazł czas dla zwykłego górnika, jeśli ten do niego przyszedł. Dbał o firmę, o miasto, o szkoły, o młodzież, o sport, o turystykę ….
– On nigdy nie potrzebował wiele, ale mimo to chyba należało mu się więcej – wspomina Warczewski. Spostrzegał to, na co inni nie zwracali uwagi. Dziś już nie ma takich ludzi.
Agata Grzelińska