- - Marian Węgrzynowski - Człowiek z „miedziowego” toru
- - Natalia Czerwonka - Nie posmakowała medalu
- - Janusz Zarenkiewicz - W rękach chował materiały wybuchowe
- - Hospicjum, czyli dzieło życia inżyniera humanisty
- - 300 górników w Pociągu Przyjaźni
- - O tym, jak nie było dźwigu, ale za to był Wacław Minta
- - Stary i jego „Fyrma”
- - Pociągało mnie ryzyko
- - Był bezpartyjnym ascetą, któremu ufał … Gomułka
- - Dzisiaj już nie ma takich ludzi
Oceń artykuł:
Całe zagłębie wie, że odkrywcą miedzi między Legnicą, a Głogowem jest Jan Wyżykowski. Mało kto pamięta, że Wyżykowski szedł szukać tych złóż po śladach prof. Józefa Zwierzyckiego
Kto naprawdę odkrył złoża miedzi między Lubinem, a Głogowem? Czy rzeczywiście Jan Wyżykowski, geolog z Państwowego Instytutu Geologii w Warszawie, nagradzany, upamiętniony pomnikiem w centrum Lubina? A może to zasługa także geologa prof. Józefa Zwierzyckiego z Uniwersytetu Wrocławskiego, o którym w zagłębiu miedziowym mało kto słyszał? Pytanie to powraca przy różnych okazjach. Pojawiło się też teraz, gdy trwają obchody 50 – lecia powstania KGHM.
Prof. Józef Zwierzycki zmarł 1 maja 1961 r. W tym samym dniu rozpoczął działalność Kombinat Górniczo – Hutniczy Miedzi w Lubinie – podkreślano podczas otwarcia w gmachu Uniwersytetu Wrocławskiego, na początku czerwca, wystawy poświęconej wybitnemu geologowi. Symbolika zbieżności tych dat jest wielka. Czy więc wrocławskiemu geologowi również trzeba się pokłonić na odkrycie miedzi? W zagłębiu miedziowym, gdzie kultywuje się postać Jana Wyżykowskiego i jego odkrycie złóż (23 marca 1957 roku w Sieroszowicach oraz 8 sierpnia 1957 roku w Lubinie), byłaby to rewolucja w myśleniu o początkach zmian na tych ziemiach. Zwłaszcza, że postać prof. Zwierzyckiego w Legnicko- Głogowskim Okręgu Miedziowym jest niemal nieznana.
Tymczasem jego życiorys jest niezwykle ciekawy, przeplata się w nim życie naukowca, podróżnika i odkrywcy. Gdy pojawił się w maju 1945 roku w grupie pionierów nad Odrą, by organizować hutnictwo na Politechnice, a potem geologią na Uniwersytecie Wrocławskim, był już znanym uczonym.
Józef Zwierzycki urodził się w miasteczku Krobia w Wielkopolsce (1888 r.). Studiował w Berlińskiej Akademii Górniczej, a jednocześnie zdobywał zawód geologa na Uniwersytecie Humboldta. Po obronie doktoratu (1914 r.) objął stanowisko geologa – eksploratora w Indiach Holenderskich. Spędził tam 24 lata, dochodząc do stanowiska dyrektora Państwowej Służby Geologicznej dla Indii Zachodnich. Ale był nie tylko geologiem – poszukiwaczem ropy naftowej, rud metali i złóż węgla oraz uczonym. Prowadzili badania geologiczne na Sumatrze i innych wyspach indonezyjskich, przewodził wyprawie na Nową Gwineę. Interesował się wulkanami. Pod jego kierownictwem powstawały mapy geologiczne tego zakątka świata, służące rozpoznaniu ich zasobów mineralnych. W 1931 r. współuczestniczył w odkryciu praczłowieka (neandertalczyka) i pitekantropa (praczłowieka wyprostowanego) na Jawie. Za to nadano mu w 1938 r. najwyższe holenderskie odznaczenie – Krzyż Oficerski Orderu Oranje-Nassau.
W 1938 r. wrócił do Polski i rozpoczął pracę w Państwowym Instytucie Geologicznym w Warszawie jak szef Wydziału Nafty i Soli. Tu zastaje go II wojna światowa. Józef Zwierzycki, światowej klasy uczony, znający kilka języków obcych, zostaje w stolicy z zadaniem ochrony mienia Instytutu. W 1941 r. Niemcy aresztują go za współpracę z podziemiem i wywożą do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Wtedy na pomoc przychodzą koledzy z berlińskich studiów. Przekonują faszystów, że Zwierzycki jest wielkim geologiem i może pomóc przy poszukiwaniu dla Reszty ropy naftowej w Karpatach. Z Auschwitz trafia w 1942 r. do więzienia w Berlinie. W lipcu 1944 r. Niemcy przewożą go w Karpaty. I w tym momencie rozpoczyna się dla Józefa Zwierzyckiego nowy okres życia, związany także z miedzią. Jak to możliwe?
– To była akcja jak z filmu – opowiada prof. Michał Sachanbiński, wrocławski geolog. Profesora wieziono pociągiem. Mieli przystanek w Krakowie i tam właśnie Zwierzycki przechytrzył Niemców, uciekając im znanymi sobie zaułkami. Trafił tam do swojego dalekiego krewnego, prof. Kazimierza Maślankiewicza, także słynnego geologa. Ukrywał się w jego mieszkaniu do końca wojny, w… szafie, jak opowiadał prof. Maślankiewicz. Gospodarz zaopatrywał go w książki na temat geologii. Wtedy Zwierzycki zapoznał się z niemiecką literaturą dotyczącą także Dolnego Śląska – dodaje prof. Sachanbiński.
Geolodzy zgadzają się co do jednego: Niemcy dobrze rozpoznali Sudety, odkryli złoża rud miedzi w rejonie Złotoryja – Bolesławiec, gdzie zbudowali kopalnie. Jednak tereny położone dalej na północy wschód uznali generalnie za surowcową białą plamę. – Główną zasługą prof. Zwierzyckiego było dokonanie reinterpretacji wyników badań geologów niemieckich – mówi prof. S Sachanbiński. Niemcy uznali, że obszary cechsztyńskie, zwykle bogate w miedź, kończą się na linii Złotoryja – Bolesławiec. Prof. Zwierzycki wskazywał na możliwość znalezienia złóż miedzi w monoklinie przedsudeckiej, czyli na północny wschód od linii Złotoryja – Bolesławiec, w 1951 roku, jeszcze przed rozpoczęciem systematycznych polskich badań geologiczno – poszukiwawczych na tym terenie. Ale pracami poszukiwawczymi kierował tam doc. Wyżykowski – dodaje prof. Sachanbiński.
W czasach powojennej odbudowy kraju nasilały się apele władz do naukowców, by szukali złóż surowcowych. Była nawet uchwała rządu, nakazująca geologom odkrycie takich złóż! Dziś to brzmi jak żart, ale w latach 50 otwierała ona możliwości uzyskania pieniędzy na wiercenia. W takiej atmosferze postanowiono poszukać surowców mineralnych nie tylko w rejonie Sudetów czy Karpat, ale też na Niżu Polskim. W pierwszej połowie lat 50 wiele poszukiwań zakończyło się tam niepowodzeniem albo sukcesem połowiczym. Bo np. Wyżykowski odkrył ślady miedzi koło Nowej Rudy, ale była ona zbyt uboga, by ją eksploatować. Dlatego przeniósł się dalej na północny wschód, na tereny wskazywane przez prof. Zwierzyckiego. Nie od razu były sukcesy. W 1955 r. Jan Wyżykowski wykonał pierwsze otwory w rejonie Gromadki, Ruszowic i Gaików. Ale z powodów technicznych były zbyt płytkie. Wiertła nie dotarły do cechsztynu, w którym (jak się okazało parę lat później) była miedź. Mówiono, że poszukiwanie w tym rejonie złóż miedzi to wyrzucanie pieniędzy w błoto. O uratowaniu dalszych wierceń zdecydował jednak przypadek. Na miedź natrafili geolodzy poszukujący ropy naftowej koło Wschowy. Odkrycie to nie miało znaczenia gospodarczego (złoże to było na głębokości poniżej 1600 m). Ale dawało sygnał, że miedź jest. Co potwierdziły odkrycia w 1957 roku.
– Wyżykowski znał prace prof. Zwierzyckiego. Współpracowali ze sobą, rozmawiali, spotykali się – mówi profesor Sachanbiński, który nie chce absolutnie odbierać Wyżykowskiemu palmy pierwszeństwa, jeżeli chodzi o odkrycie złóż miedzi. Ale przypomina, że korzystał on z teoretycznych podstaw przygotowanych przez prof. Zwierzyckiego.
Teoretyczne przesłanki w geologii są sprawą bardzo ważną – mówił podczas otwarcia wystawy poświęconej prof. Zwierzyckiemu Herbert Wirth, prezes Polskiej Miedzi, geolog.
Ale do tej pory nie doceniano tego. Gdy w 1966 r. zespół 10 odkrywców miedzi dostał Nagrodę Państwową I Stopnia, Jan Wyżykowski został wymieniony na pierwszym miejscu. Prof. Zwierzyckiego dopisano do tego zespołu na miejscu 10 – po interwencji władz Uniwersytetu Wrocławskiego.
Grzegorz Chmielowski
Z kalendarium Polskiej Miedzi:
1 stycznia 1984 r. – uruchomiono eksploatację anhydrytu w szybie Lubichów kopalni Konrad
5 marca 1984 r. – wstrzymano drążenie szybu R IX kopalni Rudna z powodu groźby zalania
lipiec 1984 r. – dyrektor generalny KGHM Janusz Maciejewicz został ministrem przemysłu ciężkiego
12 lipca 1984 r. – nowym dyrektorem KGHM został Mirosław Pawlak
1 grudnia 1984 r. – rusza głębienie szybu SG II ZG Sieroszowice
31 grudnia 1984 r. – bilans roku: wydobycie rudy miedzi – 29,3 mln ton, produkcja miedzi elektrolitycznej – 364 tys. ton